Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Podjechali więc. Skoro vaquero ich ujrzał, skoczył na konia i chwycił za strzelbę.
— Emilio nie powinien się lękać — zawołał Bawole Czoło. — Czy też może został wrogiem Miksteków?
Vaquero jakgdyby zesztywniał w siodle.
O Dios! — zawołał wreszcie. — Bawole Czoło! Czy umarli zmartwychwstają?
— Nie; lecz żywi powracają. Czy znasz tych mężów?
Emilio powiódł wzrokiem po jeźdźcach; twarz rozjaśniała mu się coraz bardziej. Odmalowały się na niej radość i zdumienie.
Valgame Dios, czy dobrze widzę? Wszak to sennor Sternau.
— We własnej osobie.
— A to Niedźwiedzie Serce, wódz Apaczów?
— Tak, oczy cię nie mylą.
— O, mój zbawco! A myśmy sądzili, żeście polegli. Gdzie są pozostali?
— Żyją i wkrótce przyjadą za nami.
— Znajdą smutne zmiany na hacjendzie. Znajdą wrogów.
— Ilu ich jest?
— Około sześciuset.
— Kto im przewodzi?
— Cortejo. Ale on niedawno wyjechał. W zastępstwie dowodzi jego córka Józefa.
— Co czynią ci ludzie?
— Jedzą, piją i śpią. Zamęczają vaquerów, oczekując powrotu Corteja.

67