Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — potwierdził vaquero. — Któż to? Czy przybył sam prezydent Juarez z wojskiem?
— Nie. Bawole Czoło zwołał swoich Miksteków. Juarez nie mógłby tak prędko przybyć.
Sternau ponownie oświetlił Arbelleza. Starzec leżał z otwartemi oczami i nie opuszczał ich ze swego zbawcy. Gdyby nie uśmiech radosny, wyglądałby jak trup.
— Mój dobry sennor Arbellez, czy poznaje mnie pan?
Zapytany skinął potakująco głową.
— Czy Anselmo opowiadał panu, żeśmy wszyscy uratowani, że żyjemy wszyscy, że żyje pańska córka Emma?
Odpowiedzią było długie milczenie.
— Bądź pan o nią spokojny! Bezpiecznie czuje się u boku Juareza i wkrótce ją pan ujrzy. Później zbadam stan pańskiego zdrowia. Tymczasem muszę wrócić na górę, aby się rozejrzeć w sytuacji.
Zostawił jeńcom lampę i ruszył na górę. Spotkawszy kilku Miksteków, kazał im zejść do jeńców, aby ich ochronić przed ewentualnem niebezpieczeństwem.
Zeszli natychmiast do piwnicy.
Sień domu wyglądała straszliwie. Stali tu dwaj Mikstekowie z pochodniami w rękach. Blask ich padał na zabitych popleczników Corteja, którzy leżeli nagromadzeni we wszelkich najokropniejszych pozycjach. Podłoga była jeziorem krwi. Trupy leżały także na schodach, trupy ludzi, zaskoczonych bezlitosną bronią Miksteków; z góry donosiły się jeszcze okrzyki zgrozy. Zewnątrz jednak, na dworze i przed domem, toczyła

82