Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niema łaski! Musisz umrzeć! — ryknął Indjanin wściekle, chwytając nieomal omdlałego lewą ręką, a prawą podnosząc do ciosu.
— Nie jestem waszym wrogiem. Żywiłem jeńców. Beze mnie zginęliby z głodu i pragnienia.
Ale Miksteka nie zwracał na ten okrzyk uwagi. Zamierzał już przebić wroga, gdy Sternau uchwycił jego wzniesioną prawicę.
— Stój! — padł rozkaz. — Musimy uprzednio wysłuchać tego człowieka!
Indjanin zwrócił ku Sternauowi twarz, którą zniekształciło podniecenie.
— Cóż to ciebie obchodzi? Powaliłem tego człowieka i pokonałem; życie jego jest moją własnością!
— Jeśli istotnie uczynił to, co mówi, zasługuje na ułaskawienie.
— Zwyciężyłem go, powinien tedy umrzeć!
Sternau wyciągnął rewolwer i opuścił rękę Indjanina.
— Zakłuj go, jeśli się ważysz czynić naprzekór mojej woli!
Skierował lufę w czerwonoskórego, który nie mógł się oprzeć przemożnemu wpływowi postaci Sternaua.
— Grozisz mi, swemu sojusznikowi?
— Tak. Jeśli go zabijesz, runiesz martwy!
— Dobrze. Pomówię z Bawołem Czołem!
— Owszem, pomów, ale nie próbuj przełamywać mojej woli!

84