— Nie mogę, sennor. Bezwarunkowo muszę śpieszyć do swoich.
— Dokąd?
— Czy zna pan hacjendę del Erina?
— Posiadłość starego Pedra Arbelleza? Tak, kilkakrotnie tam byłem.
— No, tam mnie wypatrują.
— A więc jest pan krewnym Pedra Arbelleza?
Cortejo nie śmiał wyznać prawdy. Odpowiedział:
— Tak, bliskim krewnym. Czy był pan kiedy w Guadelupie?
— Tak, sennor.
— A więc znasz starego oberżystę Pirnero?
— Ten, który stale mówi o zięciach? O, znam go bardzo dobrze.
— Jest moim krewnym tak samo jak Arbellez. Ja także nazywam się Pirnero. Wracałem od niego i dążyłem do Camargo, a następnie do del Erina. Lecz niedaleko stąd schwytała mnie banda Apaczów i tak urządziła, jak pan teraz widział.
— Ach, kujoty! Dziwi mnie bardzo, że pana nie zabili.
— O, żywili gorsze zamiary. Miałem zginąć powoli, w pełni świadomości znaleźć okrutną śmierć w rzece. Oślepiwszy mnie, wsadzili na tratwę i rzucili na łaskę fal. Gdyby mnie nurt nie zaniósł na ląd i gdyby Bóg pana nie zesłał, zginąłbym niechybnie.
— Tak, Bóg chroni sprawiedliwego, sennor. Stale doświadczałem tej prawdy. Skoro mnie posłał do pana, nie mogę sennora porzucać. Nie zdaję sobie jednak sprawy, czego tu szukają ci Apacze. Ja także spotka-
Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.
93