Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

narodził się poto, aby wszyscy, którzy weń wierzą — mężczyźni i kobiety — nie zginęli, by żyli życiem wiecznem.
Wstała, podniosła rękę i rzekła:
— Sihdi, wierzę, że mam również duszę. Znalazłam ją dziś po długich mękach i nie pozwolę, aby mi ją zabrano! Jeżeli Islam zechce ją zrabować, odrzucę go precz i pójdę do Isa ben Marryam, u którego nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo.
— Przecież już teraz jesteś przy nim.
— Czczę go, ponieważ, jak to nieraz mówiłeś, przyniósł ludziom miłość niebios. Fale, które uderzyły o moje serce, uspokoiły się, chmury ustąpiły. Jakże wdzięczna jestem Allahowi, że mnie naprowadził na myśl porozmawiania z tobą w cztery oczy, gdyż w obecności świadków nie potrafiłabym wypowiedzieć tego, co czuję. Mam jeszcze jedną prośbę! Halef, władca mego serca, także nie chciał wierzyć, że my, kobiety, posiadamy duszę. Zgadujesz dlaczego?
— Mam wrażenie, ża się twojej nieco obawia.
Maszallah! Zgadłeś. To najlepszy człowiek na kuli ziemskiej, mądry, waleczny,

96