Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

czej. Nie powinnaś więc mi dziękować. Nie zabieram go poprostu z wyrachowania.
— O, sihdi! Odrzucasz zawsze wszystkie podziękowania. Jakże innymi ludźmi są chrześcijanie, jak niepodobnymi do muzułmanów! Powiedz, czy kobiety wasze są również lepsze od naszych?
— Hm. Wszędzie istnieją ludzie dobrzy i źli.
— Będę się starała, abyś mnie mógł zaliczyć do dobrych. O, muszę już odejść; Halef, władca mego serca, pewnie się niecierpliwi. Dziękuję raz jeszcze! Dałeś mi nowe, piękniejsze życie; nie zapomnę tego nigdy. Leïltak sa’ide! — Dobrej nocy!
— Niechaj Allah cię strzeże i osłania! Leïltak mubarake! — Dobrej nocy!
Odeszła. Wyznaję — nie żałowałem, żem tu przyszedł i pozbawił Halefa towarzystwa żony. Jaka głębia uczucia, a jak dziecinne odczuwanie! Wyrok Islamu ciężył jej, jak głaz. Walczyła, by go odrzucić, zwyciężyła. Jakże daleka była od nieskończonej plejady obojętnych kobiet Wschodu, które jedyną treść życia widzą w pokaźnej tuszy na mięk-

99