Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

Kobiety i dzieci musiały pozostać w obozie. Hanneh pożegnała się ze mną pierwsza.
— Sihdi, — mówiła, zalawszy się łzami, — wiem, że nie lękasz się niebezpieczeństwa, ani ludzi, wiem również, żeś najostrożniejszy z wojowników. Zato Halef ma bujny temperament. Licz się z możliwością, że staniecie oko w oko z niebezpieczeństwem. Przyrzeknij mi więc,że będziesz podwójnie ostrożny, gdyby Halef dał się unieść temperamentowi.
— Przyrzekam ci to — odparłem. — Sądzę, że nie powinnaś się obawiać. Wrócimy zdrowi i cali. Allah jihfadak! — Niechaj cię Bóg chroni!
Zabranah en nebi — Powrót twój będzie dla nas odwiedzinami proroka. Allah jeftah ’alehk! — Niechaj Bóg otworzy dla ciebie serca ludzi!
Uścisnąwszy dłonie Kary ben Halefa i Omara ben Sadeka, pożegnałem się z chorymi i starcami, którzy nas nie mogli odprowadzić. Opadła mnie gromada kobiet i dzieci. Wszyscy wyciągali ku mnie ręce. Haflefa spotkał ten sam los. Każdy chciał usłyszeć jakieś ciepłe słowo; wschodnim zwyczajem obsypano nas życzeniami, wska-

105