nas dwie godziny drogi; znałem jego położenie, ale przylegająca do niego okolica była mi obca.
Obliczając, że Halef przygalopuje tam za jakąś godzinę, zatrzymałem się po upływie półtora godzin, aby czekać na jego powrót. Minęła godzina; nie zjawił się. Wypatrywałem niespokojnie. Gdy minęła dalsza godzina, syn Halefa spytał zatroskany:
— Sihdi, czy ojciec nie powinien już dawno wrócić?
— Pewnie zauważył u źródła ludzi i czeka, aż się oddalą, — rzekłem, by go uspokoić.
— Byłoby to nierozumne. W takim wypadku powinien wrócić i ostrzec nas.
— Nie martw się, ufaj swemu ojcu. Przecież słyszałeś niedawno, że jest dobrym wywiadowcą.
Zamikł.
Po półgodzinnem oczekiwaniu odezwał się znowu:
— Sihdi, zaczynam się niepokoić. Niechaj Allah chroni mego ojca! Śpieszmy mu z pomocą!
— Pośpiech nie jest wskazany. Poje-
Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
8