bez namysłu oddałbym życie. Za pośrednictwem tej kobiety zadałeś naszej przyjaźni cios śmiertelny! Chciałem z tobą pojechać do Persji. Teraz zmieniłem zamiar i wracam!
Byłem głęboko wzruszony. Mimo to rzekłem z uśmiechem:
— Drogi Halefie, czy byłeś mym przyjacielem, gdyś swą Hanneh brał za żonę?
— Tak.
— I pozostałeś nim nadal?
— Tak.
— Ze mną ta sama sprawa.
— Nie, sihdi, to zupełnie co innego! Zanim Hanneh, to słońce wszystkich dziewczyn świata, została moją żoną, znałeś ją. Cóż ja wiem o pani twego szczęścia? Czy ją widziałem? Czy przeszła obok mnie swojemi trzodami? Czy byłem jej gościem, czy jadłem z jej ręki kuskussu? Czy widziałem jej postać? Czy słyszałem odgłos jej kroków, czy wolno mi było ująć lejce jej wielbłąda? Nie miałem o niczem pojęcia i teraz ogarnął mnie taki strach, jakby nie była twoją żoną, lecz moją.
— Czy uważasz, że taka brzydka i zła?
Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/123
Ta strona została skorygowana.
119