skalnych, ciągnących się od wschodu na zachód, a więc przecinających drogę, którą obraliśmy. Źródło leży z pewnością między skałami lub za niemi.
Byłem pewny, że Halef został schwytany. W przeciwnym razie ujrzałbym go teraz. Nieopanowany Hadżi dolazł aż do skał; zauważono go i schwytano z zasadzki.
Miałem doskonałą lunetę; przyglądałem się dokładnie każdej skale, niestety, bezskutecznie.
Gdyby przed skałami stał człowiek, musiałbym go dojrzeć. Uświadomiłem sobie, że nie możemy się zbliżyć do linji skał, gdyż zobaczonoby nas gołem okiem. Skręciłem tedy na wschód, przanaglając wielbłąda do pośpiechu.
— Maszallah! — zawołał Kara ben Halef. — Chcesz ominąć źródło? Ależ w takim razie pozostawimy ojca na pastwę losu!
— Jedź ze mną i ufaj mi! — odparłem. — Jeżeli sytuacja nad Bir Nufah przedstawia się tak, jak to sobie wyobrażam, wrogowie skierują uwagę na północ. Zboczymy więc, a dotarłszy do wschodniego krańca szczytów, skręcimy pod ich osłoną ku źródłu. Lu-
Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
10