Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

Było mi to bardzo na rękę. Zatrzymał się w odległości sześciu, siedmiu kroków i nadstawił ucha. Nie usłyszawszy żadnych podejrzanych szmerów, zaczął się zbliżać wolnym, ostrożnym krokiem. Odezwały się tuż za nim wołania towarzyszów. Obejrzał się, odwracając się do mnie tyłem. Skoczyłem ku niemu, schwyciłem go za szyję i zadałem mu cios strzelbą. Padł twarzą na ziemię, nie mogąc złapać tchu. Wziąłem go na ręce i poniosłem, nie śpiesząc się zbytnio, gdyż reszta Szeraratów nie widziała mnie. Byłem zresztą przekonany, że nie będą prowadzili poszukiwań w kierunku, w którym się oddalałem. Gdym dotarł do Halefa i Kary, drugi jeniec oprzytomniał. Halef i Kara zeszli z wielbłądów; schwytany przywódca siedział między nimi; zmusili go do milczenia ostrzem nożów.
— Oto nadchodzi — rzekł doń Halef. — To ten, o którym ci opowiadałem; zwie się emir Hadżi Kara ben Nemzi effendi. Jest mocny jak dąb i niepokonany. Obydwie strzelby są jego własnością. Jedna z nich strzela dziesięć tysięcy razy bez ładowania. Jeśli piśniesz choć jedno słówko, lub poru-

21