natrafiliśmy wreszcie na placówkę Szammarów plemienia Lazafah.
Chętnie przyjmowano Haddedihnów w namiotach tego plemienia. Gdyśmy nadto oświadczyli, że przybywamy nietylko w roli przyjaciół, ale również w tym celu, aby ich ostrzec przed nieprzyjacielem, powitano nas entuzjastycznie. Natychmiast wysłano gońców do innych oddziałów z wezwaniem. Należało się bowiem liczyć z tem, że Szeraraci przybędą nad Bir Bahrid.
Z nastaniem ranka wysłano wywiadowców, choć wątpiliśmy, czy nieprzyjaciel zbliży się za dnia. W ciągu wieczora i nocy nadciągnęło tylu Lazafahów, że w rezultacie liczba wojowników doszła do pięciuset.
Oczywiście, zaproszono nas na naradę wojenną. Jak zwykle, starałem się powstrzymać od krwi rozlewu. Niestety słowa moje i wezwania były w tym wypadku daremne. Beduini zwykli uważać pobłażliwość za dowód słabości. Poza tem byłem dla nich człowiekiem obcym. Nie mieli wobec mnie takich długów wdzięczności, jak ich krewni Haddedihnowie. Dzielny Halef starał się
Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/35
Ta strona została skorygowana.
31