Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

ugłaskać ich nieco, niestety z tym samym skutkiem, co ja. Postanowiono okrążyć Szeraratów i wybić wszystkich, którzy nie zechcą się poddać. Los jeńców uchwalono złożyć w ręce zgromadzenia starszyzny. Znałem nieubłaganą surowość Lazafahów. Nie łudziłem się, że wyrok będzie łagodny.
Gdym się po ukończeniu narady znalazł sam na sam z Halefem, szeik Haddedihnów rzekł:
— Wiem, sihdi, jak bardzo ci nie odpowiadają postanowienia wojowników. Wierzaj mi, że byłbym zadowolony, gdyby zwyciężył twój pogląd. Jestem w głębi serca chrześcijaninem. Nie mogę tego rozgłaszać, gdyż pozbawionoby mnie godności szeika i straciłbym wpływ na Haddedihnów, wpływ przepojony duchem twojej wiary. Nie weźmiemy udziału w krwawej łaźni. Proponuję, abyśmy dziś jeszcze ruszyli do Dżebel Szammar.
— O nie!
— Dlaczego?
— Przedewszystkiem jako goście Lazafahów mamy obowiązek ich wspomagać. Po drugie, nie mamy dostatecznego powodu do

32