Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

Uchronił was przed niechybną śmiercią. Naprawdę, niewiadomo wam, że...
Znowu przerwał, gdyż przy wejściu do wadi podniósł się gwar głosów ludzkich i zwierzęcych. Po chwili ujrzeliśmy wielki oddział jeźdźców na koniach i wielbłądach. Na przodzie jechał starzec o odpychającym wyrazie twarzy. Odrzucony do tyłu haik odsłaniał pierś obwieszoną amuletami. Na szyi wielbłąda i u siodła kołysały się wypchane zwierzęta i jakieś egzotyczne przedmioty. Małe oczy przybysza tkwiły głęboko w orbitach, nos wyglądał jak dziób sępi, bezzębne usta wyglądały jak szeroka jama. Cała postać, przeraźliwie długa i chuda, kołysała się na wielbłądzie jak pagoda. Turban koloru zielonego świadczył, że jest jednym z potomków proroka. Gdym go ujrzał, jakiś głos wewnętrzny szepnął mi, że to czarownik, Gadub es Sahhar. Nie omyliłem się. Fakt, że wszyscy wybiegli, by mu zakomunikować o cennym połowie, świadczył, jak wielkim szacunkiem darzyli go Szeraraci.
Dowiedziawszy się, że nas schwytano, wydał okrzyk radości, zeskoczył z wielbłąda, nie czekając aż ten uklęknie, podbiegł

50