Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

ki, wpakuję mu w ciało wszystkie złe duchy ziemi i piekła!
Szeik odwrócił się do swoich ludzi i zawołał:
— Ludzie i wojownicy Szeraratów, rozstrzygnijcie, czy on ma rację, czy ja. Czy powinienem osłaniać jeńców.
Nie było odpowiedzi. W głębi duszy przyznawali, że ma rację, ale żaden nie miał odwagi wypowiedzieć się przeciw czarownikowi, którego praktyki budziły postrach. Czarownik roześmiał się szyderczo i rzekł:
Hi, hi, hi! Czy słyszysz choć jedno słowo, o szeiku? Te psy uderzyły mego syna nad Bir Nadahfa batem w twarz; w odpowiedzi na tę zniewagę zagroził im szebą et thar, lwem krwawej zemsty, lwem...
Przerwał, wykonywując ruch, dowodzący, że jakaś dobra myśl strzeliła mu do głowy. Po chwili obrzucił nas wzrokiem triumfującym i rzekł do szeika po przyjacielsku, jakgdyby nic nie zaszło:

— Przyznam ci rację, o szeiku, jeżeli przyzna ci ją zgromadzenie starszych. Każ zwołać ichtjarije[1]. Niechaj rozpoczną natychmiast naradę. Posłuchamy, co o tych psach

  1. Starsi.
52