Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

— Sądzisz więc, że rzucą nas lwom na pożarcie?
— Musieliby nas zmusić, a na to nie pozwoli sztuciec Henry’ego. Dopóki mam tę broń, odrzucę każdą decyzję zgromadzenia, która nam nie pozostawi furtki ratunku. Przeczuwam, że każą nam z lwem walczyć o życie.
— Zgodziłbyś się, sihdi?
— Chciałbym przedewszystkiem wiedzieć, co ty o tem sądzisz?
— Sam chyba wiesz. Jakże dumną byłaby Hanneh, najlepsza i najwspanialsza kobieta, gdyby jej Halef przyniósł do domu skórę lwa.
— A twój syn?
— O, sihdi, — wtrącił szybko Kara — serce moje przepełnione jest głęboką żałobą i smutkiem. Moja to wina, że nas schwytano. Spałem, zamiast czuwać. Walczyłbym z dziesięcioma lwami, byle odzyskać twe zaufanie!
— Nie bierz sobie tego do serca, drogi Karo, — pocieszyłem go. — Byłeś zmęczony. A co do naszej niewoli, to mam nadzieję, że się prędko skończy. Jeżeli przypuszczenie

55