i podziemi? Podniosę, rękę, a padniecie trupem!
— Podnieś, podnieś, — rzekłem, śmiejąc się na całe gardło. — Mnie nie przestraszysz, bo znam cię. Jesteś feszszahrem[1] i nieukiem; jesteś gaszszahszem[2], i nie zaszczyciłbym cię rozmową, gdyby szanowni mężowie nie polecili ci zakomunikować nam treści wyroku.
Skoczył jak oparzony i wrzasnął:
— Wojownicy Szeraratów, zastrzelcie tego smrodliwego szakala!
Choć nikt nie podniósł przeciw mnie broni, skoczyłem ku pobliskiej skale, ukryłem się za nią, przyłożyłem do ramienia sztuciec i zawołałem:
— Kto się odważy podnieść na mnie rękę? Chyba widzicie, że mnie żadna kula nie trafi! Mam czarodziejską strzelbę — zabiję każdego, kto na mnie rękę podniesie!
Przerażeni Beduini cofnęli sie pośpiesznie. Czarownik zamilkł. Po zgromadzeniu przemknęły szepty. Wreszcie szeik zawołał:
— Uspokój się, emirze! Jesteście pod