Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

nocy; tymczasem zauważyłem, że Szeraraci splatają wiązki z cienkich gałęzi.
Na jakąś godzinę przed zapadnięciem zmroku, szeik kazał nam iść na górę. Postanowił zostać ze swoimi ludźmi przy studni i rozpalić wielkie ognisko; był przekonany, że lwy, zajęte naszą trójką, nie zjawią się na dole. Oświadczył ponadto, że wraz z kilkoma Szeratami, obładowanymi wiązkami gałęzi, zaprowadzi nas do ruin; nie było to połączone z żadnem ryzykiem, gdyż lew opuszcza legowisko tylko w nocy, w dzień zaś jedynie huk spadających kamieni lub jakiś specjalny hałas może go wywabić z kryjówki.
Minąwszy dosyć długą dolinę, wydostaliśmy się nad źródło.
Liczne ślady łap wskazywały, że lwy korzystają z niego. Nie podzieliliśmy się z Szeraratami tem spostrzeżeniem. Wspinaliśmy się po stromych skałach; Szeraraci nie potrafili ukryć lęku. Nareszcie dotarliśmy do wysokiego muru, w którym mieściła się napół zmurszała furtka. Szeraraci położyli wiązki na ziemi, szeik zaś rzekł:
Za tym murem mieści się dziedzi-

66