— Nie obawiaj się, Nie umiałbym wyrzucić mego Halefa.
— Jest to występek przeciw koranowi i... wogóle przeciw wszystkim obyczajom i prawom! Lęk mnie ogarnął, gdym się o tem dowiedział, ale nie mogłem odmówić Hanneh, która jest duszą mego życia i życiem mojej duszy.
— Masz rację; nie wolno ci było odmówić.
— Dzięki ci, sihdi! Słowa twoje dodają mi odwagi do oświadczenia ci, że pragnie pomówić z tobą jeszcze dziś.
— I to cię tak nęka? Przecież w ciągu ostatniego tygodnia nieraz z nią rozmawiałem, a dusza twoja nie traciła równowagi. Przecież u was, Beduinów, kobieta nie jest taką niewolnicą, jaką bywa w haremach miast.
— Masz rację. Ale nie znasz jeszcze całej pełni jej życzenia, które wstrząśnie tobą. Dotychczas rozmawiałeś z nią tylko biały dzień, w obecności świadków; dziś chce mówić z tobą... beze mnie, sama, w dodatku... w dwie godziny po północy!...
Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/93
Ta strona została skorygowana.
89