Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pięknie brzmiące nazwisko!
— Prawdziwe hiszpańskie. To rodowita Kastylka, aczkolwiek nadewszystko lubi śpiewać niemieckie pieśni.
— Jakto? Hiszpanka, śpiewająca niemieckie pieśni?
— Tak. Czy to pana dziwi? Jeśli nie lubi pan pieśni niemieckich, to dlatego, że pan nie słyszał, jak śpiewa je sennora Marta Pajaro. A warto również posłuchać jej brata skrzypka! Powiadam panu, że nie znam takiego drugiego wirtuoza, jak ten Francisco Pajaro!
— A więc Marta Pajaro i Francisco Pajaro? Zaciekawiłeś mnie pan naprawdę. Może się zdecyduję pójść ich posłuchać. Gdzie się odbywa koncert?
— W salonie naprzeciwko. Bilety wszystkie rozsprzedane, wykupione i rozchwytane. Tylko ja mam jeszcze kilka. Miejsce kosztuje właściwie dolara — jak mi pan zapłaci dwa, to panu sprzedam.
— Ach, chce pan zarobić sto procent! Niech tam! Daj pan dwa bilety.
Czytelnik zapyta chyba, dlaczego kupiłem bilety, mimo podwójnej ceny? Z łatwo zrozumiałego powodu: Pajaro znaczy ptak, po niemiecku Vogel. Rodzeństwo miało imiona Marta i Franciszek. Czyż nie nasuwali się na myśl moi starzy znajomi-rodacy, których sprawy spadkowe zagnały mnie i Winnetou do Egiptu i Tunisu, a teraz znów sprowadziły do Ameryki? Hiszpanka, śpiewająca pieśni niemieckie, — zjawisko nieco osobliwe. Raczej należało przypuścić, że śpiewaczka jest Niemką