Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz i Marta zaczęła prosić, abym zabrał ze sobą jej brata. Zauważyła mój ruch i zwróciła się do Emery’ego. Rycerski Englishman nie był z gatunku „silnych mężczyzn“ — nie mógł się oprzeć pięknej młodej kobiecie.
— Czy widzisz jakieś ważne przeszkody, Charley?
— Nie. Pomów o tem z Winnetou. Niech on rozstrzygnie.
Skoro wspominam o Winnetou, muszę wyjaśnić, że aczkolwiek rozmawialiśmy po niemiecku, to jednak w miarę potrzeby tłumaczyliśmy mu przebieg rozmowy. Skoro Emery wyłożył rzecz całą, Apacz rzekł:
— Winnetou jest przeciwny temu, albowiem ten młody człowiek tylko nam przeszkodzi, zamiast pomóc. Ale idzie o jego pieniądze, które złupili złodzieje, a zatem nie możemy odmówić jego życzeniu. Ale niech się nie łudzi, że na drodze naszej będą wyrastać róże. Całe osiem dni spędzimy w siodle, zanim dotrzemy do celu.
— Chętnie to przetrwam — rzekł po angielsku Vogel.
— Jeśli mój młody brat zdobędzie do świtu dobrego konia z siodłem i cuglami i broń z amunicją, to niech z nami jedzie, w przeciwnym razie nie będziemy mogli nań czekać, bo czas nagli.
Vogel ujął mnie za rękę i poprosił:
— Pomóż mi pan, drogi panie doktorze! Koni w Albuquerque nie brak, broni i amunicji także, aczkol-