Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

do Meltonów. Wyprzedzili nas o całą noc, jednakże pewne nieomylne znaki wskazywały, że zbliżamy się do nich powoli, ale nieustannie. Gdyby nie jechał z nami Vogel, moglibyśmy jazdą par force doścignąć ich bardzo szybko.
Wieczorem drugiego dnia dotarliśmy do Acoma, do starego indjańskiego puebla, gdzie, jak sądziliśmy, zatrzymali się też obaj Meltonowie.
Pueblo jest to warowne miasto dawnych mieszkańców tego kraju. Zostało ich w New-Mexico wszystkiego dwadzieścia. Najznaczniejsze to Taos, Laguna, Isleta i Acoma. Nie należy sobie wyobrażać tych starych miast i wiosek jako miejscowości, zabudowanych domami, pociętych szeregami ulic. Wznoszono je jako fortece dla obrony przed napadami wrogów. Są to zatem warownie, ale architektonicznie nie w naszem znaczeniu tego słowa, — ciężkie budowle gliniane lub skaliste, stosownie do przewagi jednego lub drugiego materjału, budowle bez stylu, nierozczłonkowane, jeśli nie nazywać rozczłonkowaniem tego, że wyższe piętra są cofnięte wstecz.
Proszę sobie wyobrazić dwie dosyć oddalone ściany skalne, między któremi leżały niegdyś większe i mniejsze bloki. Zwalono je razem i zlepiono gliną, aż powstał mur, wysokości jednego piętra, który sięgał od jednej do drugiej ściany. Nie było w nim ani drzwi, ani okien. Przestrzeń, zawartą między murem a skałami, zabudowano dalszemi ścianami z gliny w szereg czworokątów, poczem całość pokryto u góry grubą warstwą gliny, w której poczyniono otwory, stanowiące