Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

jako poduszki. Podczas gdy Zuni podsycał ogień, zapytałem:
— Jak długo mieszka tu mój brat?
— Od urodzenia.
— A czy zna także wodę, która nosi nazwę Flujo blanco?
— Tak. To niedaleko stąd.
— Czy tam mieszkają ludzie?
Było to bardzo ważne dla nas pytanie. Z zainteresowaniem oczekiwałem odpowiedzi. Zuni odezwał się bez wahania:
— Tak. Mieszkają czerwoni i biali.
— Od jakiego czasu?
— Od wielu lat.
— Czy jest tam pueblo?
— Tak, pueblo, które od niepamiętnych czasów zamieszkiwali Zuni. Ale pewnego razu przybyli Indjanie z Mexico, z Sonory, — wówczas jeszcze, kiedy ta miejscowość należała do Meksyku. Znaleźli złoto nad wodą i odkupili od Zuni pueblo. Zapłacili bronią, którą później sprowadzili. Odtąd pueblo należało do wodza Yuma. Przed kilkoma laty przybył tu jego wnuk. Przyprowadził ze sobą piękną białą squaw i wielu wojowników z żonami i dziećmi. Zamieszkali w pueblu. Wódz często wyjeżdżał ze swoją squaw do wielkiego miasta, zwanego Frisco, i tylko zrzadka tu zaglądał. Wkrótce potem umarł. Przez długi czas nie widziałem jego białej squaw, ale niedawno znów wróciła wraz z pewnym białym mężczyzną.
— Czy przyjechali konno?