Sułtan skoczył na równe nogi i zawołał:
— Allah il Allah! Na Allaha, masz rację! Jesteś mądrzejszy od nas wszystkich!
Gubernator również okazywał zgodę i podziw.
— Czy Allah odjął nam rozum, żeśmy nie wpadli na ten pomysł? — zawołał. — Tak, jesteś nietylko nieustraszony i dzielny, ale ponadto chytry i mądry.
— Jeszcze błąd nasz nadrobimy i to natychmiast! — zawołał sułtan.
— Nie tak prędko; zastanówcie się nad tem dokładnie — rzekł kapitan.
— Poco? Przecież masz zupełną rację. W ten sposób musimy ich schwytać.
— Mam wrażenie, że jest już prawie za późno. Wysłali młodego Somali jako gońca; ponieważ nie wrócił, są pewni, że został schwytany i będą bardzo ostrożni. Ponadto, zapewne spostrzegli wasze statki. Czy Somali znają statki gubernatora?
— Tak — odparł gubernator.
— W takim razie wiedzą z pewnością, że statki ich ścigają. Nie zbliżą się do żadnego z nich.
— Znowu masz rację — rzekł sułtan wzburzony. — Tak, jesteś mądry i przedsiębiorczy. Daj nam dobrą radę! Jeżeli to uczynisz, dostaniesz trzydzieści wielbłądów z pełnym ładunkiem kawy.
— Dam ci radę: musi ich szukać jakiś obcy statek, by się go nie bali; najlepiej niechaj to będzie statek europejski. Gdy go Hiszpanie zobaczą, będą mieli bezwzględne zaufanie.
— Rada twoja jest dobra. Ale gdzie znaleźć taki statek, poza twoim?
Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.
109