Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Kapitan wypowiedział te słowa z wielkiem zadowoleniem, poznał bowiem po wzroku zakopanego, że odczytał i zrozumiał słowa, wypisane na kartce. Osiągnął swój cel; dodał jeńcowi nieco otuchy i nadziei.
Wróciwszy do pokoju, zastali gubernatora, który zameldował, że odpowiednie rozkazy zostały już wydane.
— Pójdę na statek — rzekł sułtan.
— Ja również — dodał władca Zeyli.
Obydwaj chcieli wybrać najlepsze towary i obawiali się, aby ich inni nie ubiegli.
— Śpieszcie się, bo czas nagli, — rzekł Wagner, spoglądając na zegarek.
Ledwie wypowiedział te słowa, padł strzał i rozległ się okropny huk.
Allah il A'lah, co to jest? — zawołał sułtan.
— Już strzelają — rzekł gubernator.
— Dlaczegóż to? — zapytał sułtan przerażony.
— Ponieważ czas, dany do namysłu, minął, sternik mój jest przekonany, iż przyjęto mnie nieprzyjaźnie. Śpieszę wywieść go z błędu.
— Śpiesz się, śpiesz; podążymy za tobą! — zawołał sułtan.
Kapitan opuścił dom w towarzystwie tłumacza. Na ulicach stali przerażeni ludzie; ujrzawszy przybyszów, chwycili za sztylety, ale nie śmieli się na nich targnąć. Kapitan doszedł do bramy, wyciągnął chustkę i zaczął powiewać; natychmiast rozległo się na statku głośne hura, w kilka zaś chwil potem podpłynęła szalupa, aby kapitana zabrać na pokład.

114