Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

To nadchodził wartownik, który miał posterunek przy wejściu do małego podwórza. Nie zauważył nic i chciał wrócić. Nagle wyrósł przed nim kapitan i wymierzył pięścią potężne uderzenie w kark; wartownik zachwiał się i upadł.
— No, z tym sprawa załatwiona. A teraz dalej!
Zaczęli się cicho czołgać naprzód i doszli do wejścia małego podwórza, gdzie znajdował się jeniec. Kapitan natężył wzrok; usiłował wyłowić z mroku drugiego wartownika, który miał się tu wedle słów sułtana znajdować. Nagle usłyszał wypowiedziane w języku angielskim pytanie:
— Czy to pan, kapitanie?
— Kto to taki? Kto tu mówi po angielsku? Kto wie o tem, że jestem kapitanem? — przestraszył się Wagner, lecz zanim zdążył odpowiedzieć, niewidoczna postać szeptała dalej:
— Możecie mi zaufać. Jestem wartownikiem jeńca, ale zarazem jego przyjacielem.
Kapitan odważył się zapytać:
— Kim jesteście?
— Żołnierzem gubernatora. Pochodzę z Abisynji i nauczyłem się w Adenie mówić po angielsku. Gdybyście nie przybyli, byłbym dziś w nocy spróbował uciec z jeńcem.
— W takim razie nie traćmy czasu i odkopmy go.
Przystąpili do dzieła. Czekał ich wysiłek nielada, zwłaszcza, że trzeba było uważać, aby rydel nie robił hałasu. Jednakże pokonali trudności. Po upływie pół godziny Somali leżał na ziemi. Stać nie mógł, stracił bowiem władzę w nogach. Trzeba go było nieść.

121