Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Bramy tego miasta zamykano o zachodzie słońca i odtąd nikt nie mógł bez specjalnego zezwolenia sułtana wchodzić przez nie, ani wychodzić. Otman długo i usilnie musiał kołatać, zanim się wreszcie pojawił strażnik.
— Kto tam? — zapytał, nie otwierając.
— Sługa sułtana Achmeda Ben Abubekra — brzmiała odpowiedź.
— Jak się nazywasz?
— Imię moje brzmi: Hadżi Otman Ben Mehemmed Ibn Hulam.
— Do jakiego szczepu należysz?
— Jestem wolny Somali.
Mieszkańcy Harraru gardzą, zresztą bez najmniejszej podstawy, Arabami i szczepem Somali; dlatego też strażnik odparł:
— Człowieka szczepu Somali nie wolno mi wpuścić. Byłbym surowo ukarany, gdybym dla takiej przyczyny zakłócał spokój sułtana.
— Z pewnością będziesz ukarany, — odparł Otman — ale wtedy, gdy nie zameldujesz, że żądam wpuszczenia. Jestem posłańcem emira Arafata.
Słowa te wywołały w strażniku pewne wątpliwości. Wiedział przecież, że emir Arafat jest przywódcą karawan handlowych, z których sułtan ciągnął tak świetne zyski. Dlatego odparł:
— Arafat? Spróbuję. Zdam pieczę nad bramą koledze, sam zaś pójdę i zamelduję o twem przybyciu.
Otman dopiero teraz zsiadł z wielbłąda; spoczął na ziemi, oczekując, aż go wpuszczą. Strażnik pozostawił przy bramie towarzysza i udał się do pałacu sułtana.

11