Kapitan spojrzał na niego ze łzą w oku. Odparł:
— Jesteśmy u celu, don Fernando.
— Naprawdę? Pan tego pewien? — zawołał głośno.
— Pst! — rzekł Wagner. — Zbudzi mi pan sennorę.
— Dlaczegóż ma spać?
— Chcę jej sprawić niespodziankę. Niech zobaczy swych towarzyszy na pokładzie, skoro się obudzi.
— Na jakiej podstawie przypuszcza pan, że to poszukiwana przez nas wyspa?
— Wygląda tak, jak ją sennora Emma opisała. Zaczynam w doktorze Sternau cenić również żeglarza. Mimo braku instrumentów, podał położenie wyspy wcale dokładnie. Powinienem był odszukać ją wcześniej.
— Nie widzę mieszkań.
Kapitan wzruszył z uśmiechem ramionami:
— Leżą za wzgórzem, które je chroni przed burzami. Zarzućmy kotwicę i podpłyńmy łodzią. Mieszkańcy wysepki śpią jeszcze z pewnością.
Zbudzono połowę załogi, która spała jeszcze. Rozkazy kapitana wykonano, starając się zachować ciszę. Wagner wsiadł z hrabią i czterema wioślarzami do łodzi. Załoga znała cel podróży; marynarze byli ciekawi, czy istotnie przybijają do upragnionej wyspy. Łódź ruszyła, omijając rafy; dotarli szczęśliwie do brzegu. Tu szalupę przymocowano. Wioślarze pozostali, kapitan zaś i hrabia ruszyli ostrożnie naprzód.
Obszedłszy wzgórze, ujrzeli przedewszystkiem szereg niskich chat, zbudowanych z ziemi i gałęzi. Drzwi były zawieszone skórami; wokoło chat spostrzegli przedmioty, których przeznaczenie trzeba było zgadywać. Krzewy tutaj rosły mocniejsze, aniżeli na samym wzgó-
Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.
149