Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie chorągwie i znaki; strzał zaczął padać po strzale, aż wszyscy nie weszli na pokład. — —
Emma spała spokojnie i nie zauważyła wcale, jak łódź odpłynęła od statku. Pierwszy strzał zbudził ją ze snu. Ogarnął ją przestrach. Co zaszło? Zerwała się prędko ze swego łoża, ubrała w pośpiechu i wyszła na pokład. Ujrzała teraz poszukiwaną tak długo wyspę. Dziko wyglądające postacie wchodziły na statek. Jedna z nich przystanęła zdumiona, poczem rzuciła się ku niej w największym pośpiechu.
— Emmo, Emmo! — wołał Piorunowy Grot.
— Antoni! — odpowiedziała w najwyższem uniesieniu.
Padli sobie w ramiona. Cieszyli się i płakali. Obsypywali się pocałunkami jak dzieci, które nie mogą opanować zachwytu. Obok stał dzielny kapitan i skromnie radował się z ich szczęścia. Wreszcie zapytał:
— No cóż, panie Unger, czy teraz radość pańska osiągnęła pełnię?
— Osiągnęła, kapitanie! — brzmiała odpowiedź. — Ale niech mi pan powie, w jaki sposób Emma dostała się na pański statek? Byliśmy pewni, że zginęła wraz z tratwą.
— Szczegółów dowie się pan później. A teraz zejdźmy nadół do kajuty. Śniadanie gotowe; niechże państwo po długich latach zjedzą coś znowu po ludzku.
Wzrok Sternaua padł teraz na kogoś, kto patrzył na niego błyszczącemi oczami i kogo się najmniej na statku spodziewał. W pierwszej chwili zawahał się, potem zaś, rozpostarłszy ramiona, zawołał:
— Mindrello, poczciwy Mindrello! Nie mylę się, to wy!

156