całą w strzępach. Paliła go ciekawość, czego też chce sułtan.
Zastał władcę w sali przyjęć. Sułtan wiercił się niespokojnie, jakgdyby miał za chwilę odejść. Pytanie jego zdziwiło jeńca.
— Czy wiesz, iloma językami mówią niewierni?
— Języków tych jest bardzo wiele — odparł don Fernando.
— Czy znasz je?
— Tylko najgłówniejsze. My, chrześcijanie, mamy kilka języków, które znają wszyscy ludzie wykształceni, choć nie są ich mową rodzinną.
— Słuchaj więc, co ci powiem. Kupiłem niewolnicę, która należy do plemienia niewiernych. Mówi językiem nikomu tutaj nieznanym. Zaprowadzę cię do niej, byś spróbował, czy ją zrozumiesz. Jeżeli ci się uda zostać tłumaczem, spadnie na ciebie blask mej łaski i nie zginiesz w więzieniu. Będziesz ją uczył mojego języka, ażeby mogła ze mną rozmawiać. Nie wolno ci jednak widzieć jej twarzy i nie wolno powiedzieć nic złego o mnie, bo zginiesz.
— Jestem twoim sługą i będę posłuszny — odparł hrabia, składając korny ukłon.
Tysiące myśli przemknęło mu przez głowę. Niewolnica chrześcijanka? Azjatka, czy Europejka? Jakim językiem mówi? Będzie się musiał rozstać z Hiszpanem. Może lepiej udawać, że nie rozumie języka niewolnicy? A może nadarzy się sposobność do spełnienia dobrego uczynku?
— Chodź ze mną! — rzekł sułtan.
Hrabia podążył za nim. Gdy doszli do skarbca,
Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
40