blonach, gwinejach angielskich i francuskich ludwikach. Klejnoty miały wartość miljonową. Marnowały się tutaj, nie przynosząc nikomu pożytku. Zabierały w stosunku do swej wartości najmniej miejsca; wzięli je wszystkie. Talarów zabrał hrabia tylko tyle, ile trzeba było na drogę, szczepy bowiem, które mieli napotkać, nie przyjmowały innej zapłaty. Złoto zagarnięto również.
Mieli dosyć worków, aby w nie spakować zabrane rzeczy. Położyli wszystko na stos wspaniałych koców i dywanów, dodając do tego kilka przepięknych fajek oraz nieco tytoniu. Obydwaj mężczyźni zaczęli ładować zdobycz na wielbłądy; Emma pozostała na warcie przy sułtanie.
Wynoszenie zabranych rzeczy trwało długo, bowiem hrabia i Mindrello musieli być ostrożni i zachowywać się jak najciszej. Trzeba było pomyśleć jeszcze o worach skórzanych na wodę, jak również o worach na żywność, około północy Emma dowiedziała się wreszcie, że będą mogli wyruszyć.
— Co sobie teraz myśli nasz poczciwy sułtan Harraru? — rzekł hrabia. — Pęka z pewnością ze złości. Biada nam, gdyby nas schwytał!
— Nie sądzicie chyba, aby mógł za nami nadążyć? — zapytała trwożnie Emma.
— Nie, nie sądzę; mamy przecież najlepsze wiebłądy i około wieczora przekroczymy granice tego kraju. Nie jest to wykluczone, że zechcą mu nas wydać, lecz weźmiemy obrońcę — abbana. Ale, wpadła mi dobra myśl do głowy! Czy wiecie Mindrello, gdzie znajdziemy najlepszego, najwierniejszego, najofiarniejszego abbana?
— Gdzież to?
Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
64