Sternik podszedł do jednej z armat i skinął na odzianego w strój arabski człowieka, który siedział na dziobie pokładu i palił długą fajkę. Człowiek ten podniósł się wolno i udał w kierunku steru. Tu zakrył powieki ręką, obrzucił okiem drugi statek i zapytał kapitana:
— Chcecie z nim mówić?
— Tak — brzmiała odpowiedź.
— Czego się chcecie od niego dowiedzieć?
— Przedewszystkiem, co to za statek?
— Tego się możecie dowiedzieć ode mnie. To statek wartowniczy gubernatora Zeyli.
— A więc coś w rodzaju okrętu wojennego?
— Tak. Cała załoga pod bronią.
— Do czego przeznaczają te statki?
— Zazwyczaj posługują się niemi do celów handlowych i komunikacyjnych, tylko wyjątkowo załoga rekrutuje się z wojskowych. Musiało zajść coś ważnego w Zeyli.
— Trzeba się o tem dowiedzieć; przecież tam jedziemy. Będziecie dokładnie tłumaczyć pytania i odpowiedzi.
Okręty zbliżyły się do siebie tak, że można już było rozpoznać rysy twarzy. Sternik gotował się właśnie do wystrzału armatniego na znak, aby statek arabski opuścił żagle, gdy naraz padła z tamtego okrętu salwa krabinowa. To statek arabski żądał, aby bryg żagle opuścił. Kapitan roześmiał się głośno. Bawiło go, że ta łupina przybiera pozory statku wojennego.
— Słyszeliście? — zawołał do sternika. — Komar wydaje nam rozkazy! Zaniechajmy wystrzału z armaty. O-
Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.
73