wiedziałbyś się z nich o wszystkiem. Otóż ja znam osobiście owego lekarza. Nazywa się on Henryk Delmann i pochodzi z Berlina.
— Na miłość Boską! — krzyknął stary ze zdumieniem. — Istotnie... tak się ów Prusak nazywał.
— Cieszy mię to, że nie zaprzeczasz pan moim twierdzeniom, i proszę słuchać dalej. Podczas mojej włóczęgi po Ameryce środkowej spotkałem przypadkowo w Nowym Jorku młodego człowieka, który się nazywał Wilhelm Delmann i uchodził za lekarza, chociaż żadnych nie miał pacyentów. Rozbijał się po restauracyach i rozmaitych spelunkach, jak ostatni hulaka i utracyusz. Otóż pewnego razu, gdy był dobrze podchmielony, wygadał się przedemną z wielu rzeczy, a między innemi...
— Co? co? — zerwał się stary na te słowa. — Mów pan dalej!... Najstarszy syn lekarza nazywał się istotnie Wilhelm... Co dalej?...
— Dalej historya ta jest zupełnie prosta i nie wymaga wielu wyjaśnień. Doktor Delmann po otrzymaniu od pana rany leżał trzy dni bez świadomości; dzięki wszakże troskliwej opiece kolegów, nie umarł; widocznie zresztą ostrze szabli nie naruszyło ważniejszych organów wewnętrznych, i niebawem wyleczył się z owej rany zupełnie. Spensyonowawszy się następnie, osiadł na jednem z przedmieść berlińskich. Sąd zaś przestał pana ścigać, zadowolniwszy się konfiskatą pańskiego majątku na rzecz pokrzywdzonego.
W miarę opowiadania Peny w starym Desiércie wrzeć zaczęło z gniewu. Dyszał szybko, oczy miał wytrzeszczone, jak zając, a krew biła mu do twarzy. Stracił wreszcie panowanie nad sobą i, chwyciwszy Penę za ramiona, wstrząsnął nim gwałtownie i zapytał z dzikim wyrazem w oczach:
— Mój panie! Czy tylko nie zmyśliłeś mi tej bajki! Jabym... ja...
— Jeżeli kłamię, przebij mię pan tym oto nożem tak samo, jak tam tego... zresztą zabij mię, czem się
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/239
Ta strona została skorygowana.
— 209 —