— Bo to jedynie zapewnić nam może korzyść. Jestem pewien, że czerwoni skłonni są wydać nam sendadora, by się samym uratować. Ale też obawiać się należy, że, gdyby na to czasu starczyło, zdołałby ich odwieść od tego, bo ma na nich wpływ ogromny i może poczynić najdalej idące obietnice. Musimy więc działać szybko i przycisnąć ich do skały, a po upływie oznaczonego czasu niechybnie zgodzą się na nasze żądania.
Przypuszczenia moje ziściły się. Gdyśmy po upływie dziesięciu minut puścili się naprzód z karabinami gotowymi do strzału, Indyanie cofnęli się w głąb skał i poczęli krzyczeć z trwogi.
Naczelnik Chiriguanosów wybiegł natychmiast z ukrycia, a zobaczywszy, co się dzieje, zniknął na zakręcie ścieżyny razem ze swoimi.
Gdyśmy dotarli na opuszczone przez nich miejsce, zobaczyliśmy przeciwników, uciekających za następny zakręt skalny. Tu przybywszy, zatrzymaliśmy się, nie potrzebując zagłębiać się dalej; perć prowadziła stąd prosto aż do krawędzi skał w górze, gdzie umieszczeni byli nasi Tobasowie, z lewej zaś i prawej strony prostopadłe ściany skalne uniemożliwiały ucieczkę.
Spojrzałem ku górze, gdzie zajmowali pozycyę nasi Tobasowie, i zdziwiony zostałem pewnym osobliwym szczegółem: oto przed Tobasami stał jeden Chiriguanos, trzymając patyk z białą chustką na końcu.
Domyśliłem się, co to znaczy. Snadź sendador wysłał tam swego parlamentarza z wiadomością, że rozpoczął z nami rokowania. Tobasowie wskutek tego oświadczenia zaprzestali ognia, a Chiriguanosowie, wyzyskawszy ten czas, próbowali umknąć — i kto wie, czy nie byliby zmylili naszych tam w górze, gdybym nie unicestwił tego planu, dając wystrzał na znak, że czas układów minął. Strzał zwrócił uwagę Tobasów, którzy, spostrzegłszy nas nacierających, wiedzieli już, co mają czynić. Przedewszystkiem wyrwali z rąk wysłańca patyk z białą chustką i skierowali karabiny przeciw nieprzy-
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/363
Ta strona została skorygowana.
— 325 —