— Odpowiedz pan na moje pytanie: poddasz się pan, czy nie?...
— To znaczy, że pan nie chce korzystać z kipus?
— Owszem, otrzymam je, ale nie z pańskich rąk...
— W takim razie — zaśmiał się mimowolnie — jestem pewny swej wolności. Bo jeżeli pan tyle świata obiegłeś, by dostać w swe ręce klucz do skarbów, to gnała pana jedynie chciwość. Napełnia mię to otuchą, bo chciwość tę zaspokoić pan może jedynie przy mojej pomocy...
— Łudzisz się pan.
— Wcale się nie łudzę. Gdybyś mię pan zamordował, tajemnica zeszłaby razem ze mną do grobu, a do tego przecie dopuścić pan nie zechcesz. Jesteś, sennor, tedy niejako zmuszony ochraniać mię wobec Peny i Gomarry, którzy są najzaciętszymi moimi wrogami.
— O, za pozwoleniem! Gomarra ma z panem osobiste porachunki za zamordowanie brata, i ja bynajmniej nie mam chęci ani obowiązku przeszkadzać mu w wykonaniu sprawiedliwości.
— Ha! skoro tak, to musi pan zrezygnować z kipus, no i ze skarbów...
— Nie, panie! Dostanę kipus, i to od pana.
— Sądzisz pan więc, że jestem tak głupi, iż udzielę mu wskazówek, gdzie szukać kipus?
— Obejdę się bez pańskich wskazówek, gdyż Gomarra zna skrytkę, gdzie kipus są schowane.
— Tak! zna skrytkę! Niechże ich sobie szuka zdrów do sądnego dnia. Butelka zakopana w innem miejscu.
— Wiem o tem. Spotrzebowałeś pan na jej ukrycie całą noc czasu.
— A pan skąd wiesz o tem? — zakrzyknął zdumiony.
— Mniejsza o to.
— Więc niech będzie i tak. Skoro pan wiesz, że całą noc poświęciłem w tym celu, by ukryć butelkę,
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/369
Ta strona została skorygowana.
— 331 —