— Spójrz pan — rzekł na to. — Tam znajduje się krzyż, a pod nim grób mego brata... miejsce, gdzie właśnie należałoby wymierzyć karę mordercy.
— Owszem, należy go ukarać, ale nie zamordować!
— Chcę postąpić z nim wedle prawa puszczy.
— I ja również. Ale czyż to prawo zabrania osądzić człowieka za jego złe czyny? — Ech! ktoby się tam bawił w sądy, zwłaszcza, gdy pan je urządza. Jestem pewny, że puści pan łotra, dając mu jeszcze broń, konia i żywność na drogę.
— Zadecydują o tem wszyscy towarzysze; zwołam naradę.
— Ja głosować będę, aby łotra ukarać śmiercią.
— Ty nie masz prawa głosować w tej sprawie.
— Jakto? dlaczego? — zapytał zdumiony.
— Bo jesteś oskarżycielem i musisz trzymać się na uboczu, a tylko odpowiadać na pytania, jeśli tego członkowie sądu zażądają.
— Nie! ja czegoś podobnego nie ścierpię!
— Milcz! Nie pytam, co ci się podoba, a co nie! zrozumiałeś? I pohamuj swoją złość, bo potrafię uporać się z tymi, którzy działają wbrew mej woli!
— Ja również mam wolę — zakonkludował i usunął się na bok.
Tymczasem towarzysze moi zgromadzili się na naradę, której rezultatem był wyrok śmierci na sendadora. Z pośród wszystkich tylko ja i brat Jaguar domagaliśmy się, by oddać podsądnego w ręce władzy; ale przegłosowano nas. Jednakże wszyscy zgodzili się na jedno: by przed wykonaniem wyroku wydostać od skazanego kipus.
Po ukończeniu narady zawiadomiłem sendadora o jej wyniku, co wywarło na nim wrażenie mocno przygnębiające, chociaż do ostatniej chwili zachowywał się butnie.
— W imieniu prawa, które karze śmiercią za śmierć — rzekłem doń, — jesteś pan zasądzony na rozstrzelanie za to, że zgładziłeś z tego świata wielu ludzi.
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/374
Ta strona została skorygowana.
— 336 —