Zdaje się, że do końca piętnastego stulecia nikt z północy nie okrążył przylądka południowego Afryki i dopiero historyczną jest wyprawa, którą zorganizował król portugalski Jan pod dowództwem Bartłomieja Diaza. Ten podróżnik istotnie opłynął przylądek r. 1487, ale dalej się nie zapuścił z powodu buntu załogi. Ponieważ w owych okolicach panowały w tym czasie wielkie burze, Diaz nazwał kraj przylądkowy południowej Afryki Cabo tormentoso[1], — ale król Jan zmienił tę nazwę na „Przylądek dobrej nadziei“, pewnym będąc, że tędy prowadzi droga do bogatych Indyi.
Następca jego, Immanuel, wysłał flotyllę, złożoną z czterech okrętów pod dowództwem Vasco de Gamy w celu dalszych badań. Jakoż istotnie dzielny ten podróżnik spełnił chlubnie swoje zadanie, wykreślając ostatecznie drogę do Indyi.
Portugalczycy jednak nie troszczyli się bynajmniej o sam ląd południowej Afryki, nie widząc w nim żadnych korzyści dla swej ojczyzny. Dopiero r. 1600 zajął ten kraj Holenderczyk kapitan van Kisboek i postanowił skolonizować go swoimi ziomkami.
Wychodźcy holenderscy, zwani Boerami[2], wyparli z kraju autochtonów jego, Hotentotów, aż po siedziby Kafrów i zajęli go dla siebie, zakładając tu liczne osady i fermy.
Wzbudziło to zawiść w Anglikach, którzy zapragnęli owładnąć ziemią Boerów dla swoich celów i ostatecznie w pokoju paryskim 1714 r. uzyskali ten kraj dla siebie.
Od tego czasu zaczyna się bardzo silny napływ do Kaplandu Anglików, którzy zwrócili wszelkie swe usiłowania ku temu, by osiedleńców holenderskich wyprzeć z zajętych przez nich siedzib, wskutek czego wywiązał się zawzięty zatarg między kolonistami jednej i drugiej narodowości, mający wpływ niemały na walkę z plemionami tubylczemi.
A plemion tych w żaden sposób lekceważyć nie