o takiego konia, jakiego sam miałem, więc kupiłem mu brabantczyka, z tej samej rasy, z jakiej w wojnach napoleońskich używano koni do zaprzęgów armatnich. Konisko to poruszało się ociężale, jak słoń, a tak nierówno, że biedny Kwimbo czasem tylko mógł się posługiwać uzdą i wolał wpleść obie ręce w bujną grzywę, bo to było bezpieczniejsze.
Wyjątkowo przez czas jakiś pozwoliłem mu jechać obok siebie po lewej ręce, bo wiatr wiał od prawej i nie potrzebowałem zatykać nosa. Syn czarnego kontynentu starał się wywdzięczyć za to informacyami na temat polityki krajowej.
— Widziała mynheer Sikukuni, wielkiego króla Kafrów?
— Nie, nie miałem przyjemności. A ty?
— Kwimbo nie widziala Sikukuni... Kwimbo jest dobra Holenderczyk, dobra Basuto, a kiepska Zulu. Ale Kwimbo słyszała o Sikukuni. Kwimbo nie chce widzieć Sikukuni.
— Tak go się boisz?
Kwimbo otworzył gębę tak szeroko, że można mu było zajrzeć niemal do żołądka, wytrzeszczył białka oczu, jakby mię połknąć zamierzał, i ozwał się z nietajoną urazą:
— Co mynheer powiedziala? Kwimbo się boi Sikukuni? Mynheer nie zna Kwimba. Kwimbo jest dzielny, Kwimbo jest silny, Kwimbo zjadlaby Sikukuni. Ale Sikukuni ma wiele Zulu, a Zulu mają wiele irua[1] i dużo, dużo strzelb. Anglia daje Zulu strzelby i proch, żeby Zulu zabili Holandyę, ale Kwimbo nie ma strzelby ani prochu i nie może zabić Zulu.
— My właśnie zdążamy do gór Kwatlamba i najprawdopodobniej wkrótce znajdziemy się w krainie Zulów. Gdybyś więc chciał zastrzelić paru nieprzyjaciół...
— E, e, mynheer ma strzelbę i proch, mynheer zastrzeli Sikukuni i Zulu. Kwimbo woli żyć i kochać
- ↑ Dzidy.