jej to już gotowe. W Europie, w Indyach, w południowej Afryce, wszędzie, gdzie było co do zagrabienia, Anglia zagrabiła, oczywiście w takich chwilach, gdy nie było to dla niej niebezpiecznem. Tak naprzykład my osiedliliśmy się w tym dzikim kraju, wnosząc tu kulturę i pracując nad podniesieniem jego; a oto, gdy już doszliśmy do jakiego-takiego dobrobytu, przychodzi Anglia i chce zabrać tę ziemię, jak swoją. Oczywiście będziemy jej bronili i ginęli, jak bohaterowie, a czyny nasze bynajmniej nie będą opiewane w pieśniach i opowieściach, bo do ojczyzny daleko, za światami. Synowie nasi jednak i wnuki przekażą nasze idee swoim znów następcom, i może wkońcu znajdziemy sprawiedliwość, jeżeli ona wogóle na świecie istnieje lub istnieć będzie kiedykolwiek... Choć istotnie i my nie bez winy.
— Każde stworzenie na świecie — ciągnął dalej Uys — ma prawo do bytu, do istnienia. Każde zwierzę, każda roślina, każdy człowiek, każdy wreszcie lud i naród powinien żyć i rozwijać się w warunkach, wskazanych mu przez Stwórcę i zakreślonych przez przyrodę, i w takim tylko razie może doskonalić się, postępując naprzód w kulturze i cywilizacyi. Gdy wszakże inny naród chce skorzystać z odwiecznej jego ziemi i, dla widoków materyalnych, choć ani siał, ani orał, stara się go wyprzeć z jego siedzib, wówczas niewesołe nastają warunki istnienia. Lud, wygnany z swej ziemi, musi szukać oparcia pod innem niebem i rozpoczynać życie nanowo. Ale na nowy grunt przesadzona roślina z powodu nieodpowiedniego klimatu marnieje: korzenie jej usychają, liście więdną i następuje niejednokrotnie śmierć. Stąd wniosek, że i my możemy zniknąć z Kaplandu, a zniknąć już choćby tylko dlatego, żeśmy zawinili, że porwaliśmy się na odwieczną tubylczą ludność, jak rabusie, że popełniliśmy na niej gwałt. Anglia zaś... Ta wobec krajowców nie zawiniła nic; ona tylko tępi nas, co mamy krew bliźnich na rękach swoich, i w zasadzie nie popełnia zbrodni, chcąc mam, rabusiom, wydrzeć tę ziemię...
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/424
Ta strona została skorygowana.
— 382 —