jednego z wodzów kafryjskich, który wkrótce zasłynie niezawodnie, jak Sikukuni, a który prowadzi na Boerów tłumy Zulusów, jak mię właśnie o tem powiadomiono.
To zaproszenie do wzięcia udziału w wyprawie podobało mi się mocno, — niestety jednak nie mogłem z niego skorzystać ze względu na chorą.
— Kiedy pan wyrusza? — spytałem.
— Skoro się tylko posilę.
— W takim razie nie mogę, niestety, przyłączyć się do pana. Przyrzekliśmy bowiem tej pani pomoc lekarską i słowa dotrzymać należy, mynheer.
Uys przyznał mi słuszność i zabrał się do spożywania zastawionych potraw. A jadł dzielny dowódca tyle, że podobne obżarstwo przypłaciłbym życiem.
Tymczasem Mietje otworzyła list i odczytała go bardzo płynnie, mimo, że pisany był niewyraźnie i z błędami. Zaciekawiła mię ta zdolność dziewczyny, i matka zauważyła to zaraz.
— Mietje czyta lepiej, niż Jan — rzekła, — mimo, że jest on starszy od niej o całe cztery lata, no, i piastuje godność adjutanta Uys’a. Dziewczyna nauczyła się od nieboszczyka ojca, który uchodził nietylko za dzielnego Boera, ale i za najuczeńszego z pomiędzy wszystkich osiedleńców. Niestety, uśmiercili go Kafrowie. To też zarówno ja, jak i Jan, nie spoczniemy dopóty, aż póki Sikukuni nie poniesie za to zasłużonej kary.
Uys posilił się wreszcie i, przewiesiwszy karabin przez plecy, rzekł:
— A no, jeffrouw, jadę, ale za gościnę nie dziękuję, gdyż samo przez się rozumie się, że wrócę tu z Janem. I z panem — dodał, zwracając się ku mnie — nie żegnam się, bo go tu niezawodnie zastanę jeszcze.
— Przypuszczam, że mynheer nie zechce nas pozostawić bez opieki — odrzekła. — Niech Bóg prowadzi, baas Uys. A pamiętajcie, że wrócić wam wolno jedynie z wieścią o ostatecznem załatwieniu się z Sikukunim...
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/437
Ta strona została skorygowana.
— 395 —