Udając się do gościnnego pokoju, nie zapomniałem był zabrać ze sobą torby Anglika. Znajdowały się w niej drobiazgi toaletowe, najzupełniej zresztą zbyteczne w tej dzikiej krainie Kafrów, portfel z listami i wątpliwej wartości lornetka.
W portfelu znalazłem rozmaite notatki oraz prywatne listy, adresowane do sir Hilberta Grey’a w Kingsfield, ze stampilią pocztową „Kapstad“. Przejrzałem je wszystkie, i okazało się, że szkoda było zachodu. Jeden tylko list zwrócił moją szczególniejszą uwagę ze względu na styl bardzo niewyraźny, zagadkowy, mimo, że inne korespondencye, tą samą ręką pisane, były zupełnie zrozumiałe. Była w tym liście mowa o nausznicy czy też czapce i o lornetce, jednak pasowało to tak dziwnie do ogólnej treści — „ni przyszył, ni przyłatał“, że mię to zaintrygowało. Napewno tu nie szło jedynie o czapkę Anglika i o jego lornetkę, którą właśnie miałem w ręku... Co więc to miało znaczyć? Mozoliłem się nad listem dość długo i nareszcie udało mi się tajemnicę odkryć. Oto list ten pisany był w taki sposób, że należało czytać najpierw wiersze parzyste, a potem nieparzyste. Jakoż odcyfrowałem tą drogą całą treść, wysoce dla mnie interesującą. Wynikało z niej mianowicie, że sir Hilbert Grey z Kingsfield był zastępcą pewnej fabryki broni, która na zamówienie angielskiego gubernatora miała dostarczyć Zulusom karabinów, kul i prochu. List zredagowano umyślnie tak, aby, wrazie dostania się go w ręce niepowołane, nie mógł być zrozumiany, a oprócz