znajdował się ów podejrzany Anglik? Tego już najmniej mogłem się obawiać, więc podążyłem za śladami bosymi. Zaledwiem jednak przeszedł kilkanaście kroków, gdy w pobliżu grubego pnia drzewa spostrzegłem sterczące z za niego na ziemi dwie brunatne nogi.
Były to łydki... Kwimba. Któżby ich nie poznał?... Okrągłe, tęgie, wysmarowane tłuszczem... Nie chcąc go nastraszyć nagłem pojawieniem się, spowodowałem umyślnie lekki szmer. Kwimbo zerwał się żywo z ziemi i wytrzeszczył na mnie oczy, jak zając, niewiadomo — z przestrachu, czy ze zdziwienia.
— Ach, aj, oj, mynheer!... Kto to szedla? — szepnął, wskazując ślady butów.
— Anglik.
— Mynheer wie? A skąd mynheer wie, że to Anglik?
— Ślady mówią... Dlaczego pozostawiłeś same konie?
— O, o, oj!... mynheer nie będzie zly, nie gniewa się... Kwimbo slyszala, biegnie koń. Kwimbo widzi, koń pędzi, a Zulu lapie koń. Kwimbo biegnie za tym koń i Zulu na miejsce, gdzie siedzi Sikukuni i dużo Zulu i Anglik. Ten Anglik wstaje, idzie w las, Kwimbo za nim też i mynheer teraz też.
Ta relacya Kwimba wystarczyła mi. Poszedłem dalej, skradając się popod krzakami, jak tygrys, i w niewielkiej odległości spostrzegłem... Anglika. Leżał na ziemi do góry brzuchem i patrzył na gałęzie. Widocznie oddalił się umyślnie od Kafrów w tym celu, by choć przez chwilę nie wąchać smrodu z ich natłuszczonych fryzur i skór.
Co było robić? Rzucić się na niego?... To spowodowałoby niejaki hałas, i nieprzyjaciel dowiedziałby się o mojej tu obecności. Z drugiej strony, gdyby się dało pochwycić tego dżentelmena, zmusiłoby to Zulusów do poszukiwań i opóźniło ich wyruszenie stąd o jakiś dzień, a jabym tymczasem mógł wynaleźć Boerów i sprowadzić ich tutaj. Co zaś do transportu broni, to zniknięcie Anglika nie mogło tu nic zaszkodzić.
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/470
Ta strona została skorygowana.
— 428 —