cześnie z armią główną obszedłszy dolinę Zwarten Rivier, napadł z dwu stron na główne siły Zulów, i tu odbyła się ostateczna, rozstrzygająca bitwa, bardzo zresztą zacięta, bo na czele Zulów stał sam Sikukuni. I tu również odwrót był dla nieprzyjaciela niemożliwy, i pozostawało mu albo się poddać, albo dać się wybić co do nogi.
Po załatwieniu się w Groote Kloof pośpieszyłem ze swoim oddziałem na główne pole bitwy, łącząc się z Janem, który również ściągnął tu swój pułk z pozycyi u wejścia do kotliny. Wzięci w ten sposób w dwa ognie Zulowie słali się trupem, jak słoma, po ziemi. A gdy Sikukuni na odparcie naszego połączonego oddziału odkomenderował jeden z pułków swoich, wypadł przeciw niemu na koniu, jak z pod ziemi, Sami i sam jeden stanął w obliczu nieprzyjaciela. Było to szaleństwem z jego strony, a jednak dzięki temu szaleństwu sprawę swoją wygrał odrazu. Bo oto zaledwie się ukazał przed pułkiem i gromko krzyknął do Zulów, kim jest, wnet cały pułk zwrócił się przeciw Sikukuniemu, a za pułkiem tym podążył nasz oddział. Sikukuni, widząc to, nie stracił zimnej krwi. Zawrócił wnet do pozostałych swych pułków i wezwał je do ataku na dzidy i maczugi. Widząc to, Jan wskoczył na siodło, a rzuciwszy ku mnie słowa: „Teraz go będę miał“, pomknął, jak strzała, prosto na wodza Zulów. Dzicy, nie mając broni palnej, poczęli rzucać ku niemu oszczepami. On zaś biegł w zapamiętaniu naprzód, pomimo, że oszczepy gwizdały mu koło uszu. Widząc, w jak srogiem jest niebezpieczeństwie, nie wytrzymałem na miejscu i, pomimo wyznaczonego mi przez Uysa stanowiska, puściłem się za Janem, by choć przynajmniej uratować zwłoki jego na wypadek śmierci. Zbyteczna jednak była moja troska. Dzielny Boer starł się osobiście z Sikukunim, a chwyciwszy go wpół, zabrał na konia i pomknął w pełnym galopie z powrotem ku wydającemu rozkazy Uysowi.
Gdy wiadomość o wzięciu do niewoli Sikukuniego
Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/519
Ta strona została skorygowana.
— 477 —