Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/105

Ta strona została przepisana.

mu naumyślnie minę niezadowolenia. Na jego twarzy zaznaczył się przelotnie wyraz radości, udałem jednak, że tego nie dostrzegłem. Osiągnąłem cel, wiedziałem mianowicie, czego się mam spodziewać. Zależało mu na tem, abym nie opuszczał statku; zamierzono więc plan, przeciwko mnie zwrócony, wykonać jeszcze dziś w nocy. Było mi to na rękę. Wolałem, żeby się sprawa tu zakończyła, niż żebym miał trwać dłużej w niepewności.
Majtkom pozwolono na to, czego mnie zabroniono; mogli wysiąść na ląd. Przypatrywałem się, jak opuszczali okręt; poszli wszyscy i zostały tylko trzy osoby z załogi: reis, mój słynny służący, z nosem jak karbunkuł, i sternik. Łatwo się domyśleć, dlaczego pozwolono tym ludziom opuścić statek. — Chciano się pozbyć wszystkich niepotrzebnych świadków.
Wkrótce wrócił służący do mnie do kajuty, by zapytać, czy sobie czego nie życzę. Zażądałem wody i lampy, by mieć ciągle ogień do fajki. Przyniósł jedno i drugie i wtedy mimochodem zauważyłem, że czuję się niedobrze i że z tego powodu nie opuszczę kajuty. Wyjąłem przytem z kieszeni portfel i pokazałem mu, niby nieumyślnie, że znajdują się w nim papiery. Postąpiłem tak, aby całą sprawę przyspieszyć i wziąć na lep tych ludzi. Że miałem słuszność i że w sedno trafiłem, przekonałem się natychmiast, gdyż człowiek ten odpowiedział:
— Dobrze czynisz, effendi. Zostań w kajucie. Powietrze nocne szkodzi tu wielce obcym i niejeden już dostał nieuleczalnego zapalenia oczu, spędziwszy wieczór na dworze. Chroń więc światła oczu twoich! Czy będziesz mnie potrzebował dziś jeszcze?
— Nie. Zjem jeszcze kilka daktyli, wypalę dwie fajki i pójdę na spoczynek.
— W takim razie idę i nie przeszkadzam. Miej noc szczęśliwą.
Złożył mi ukłon głęboki, choć nie tak karkołomny, jaki składał Selim, i oddalił się, zapuściwszy rogóżę, ażeby