Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/108

Ta strona została przepisana.

bo niedługo są jeszcze u ciebie. Dlatego radziłem ci oddalić ich teraz ze statku. Na co mają wiedzieć, że muzabir przyjdzie na okręt.
— Niepotrzebnie go przysyłali. Musiałem przez niego przybijać tu do brzegu i to wpadło w oko chrześcijaninowi. Szczęściem nie domyśla się niczego. Wierny sługa proroka zauważyłby zaraz, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Gdybyśmy nie musieli czekać na muzabira, mógłbyś był zamiast niego ukraść papiery i zanieść je mokkademowi.
— Allah Wallah, czego ty odemnie wymagasz! Ten giaur silny jak lew; sam to na sobie poczułem. Pokonał mokkadema, który przecież posiada siłę olbrzyma, potem obalił jego sługę i omal mnie nie pochwycił. Ślad jego pięści ponoszę z miesiąc na twarzy. Za to, że mi w ten sposób zeszpecił ozdobę mojego życia, niech go dyabeł na sto kawałków rozszarpie, a duszę jego spali w najsilniejszym ogniu. Nie znam ja trwogi, a serce moje pełne męstwa, jak serce pantery, ale wyciągać nocą papiery z kieszeni takiego zabójcy, tego dokonać nie potrafię, bo nie mam w tem wprawy. To potrafi muzabir, który umie tysiąc sztuk, a przytem jest najsłynniejszym kieszonkowym złodziejem. On przyjdzie, weźmie papiery i zniknie. Gdy giaur brak ich spostrzeże, niech wtedy robi, co mu się podoba; na Dahabieh już ich nie znajdzie.
— A czy wiesz, że ma je przy sobie?
— Nie ulega to najmniejszej wątpliwości.
— Możesz się mylić. Równie dobrze mógł je wziąć w przechowanie Turek Murad Nassyr.
— Nie; jestem tego samego zdania, co nasz pobożny mokkadem. Giaur jest sprytniejszy, ostrożniejszy i silniejszy od Turka i nie powierzyłby mu takich ważnych rzeczy. Zachował je przy sobie na pewne. Zresztą widziałem teraz, kiedy byłem u niego, torbę z listami i innymi papierami. Te trzy dokumenty muszą się tam napewne znajdować.
— Spodziewam się, ale niełatwo mu je będzie