Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/109

Ta strona została przepisana.

zabrać. jeśli się przytem zbudzi, zupełnie nam się sprawa nie uda.
— Muzabir ma lekką rękę i dokonywał już rzeczy o wiele trudniejszych. Wiesz chyba dobrze, że mokkadem nie pośle człowieka niezręcznego, lecz takiego, któremu sztuka uda się z pewnością.
— Być może, ale zawsze byłoby lepiej zabić niewiernego! W ten sposób nie byłoby najmniejszej wątpliwości, że się sprawa powiedzie.
— Teraz także niema wątpliwości. Mokkadem musi bezwarunkowo mieć jego papiery i musiał dać muzabirowi najdokładniejsze wskazówki. Będzie on miał oczywiście nóż przy sobie; otóż jeśli się chrześcijanin nie zbudzi, zostanie na razie przy życiu, jeśli się jednak zbudzi, wbije mu muzabir nóż w serce.
— Na razie? A więc później przecież zginie.
— Będzie to kara za grzechy, popełnione względem mokkadema.
— Ale kiedy i gdzie?
— To jeszcze nie oznaczone. Jak powiedziałem, oszczędzi się go teraz tylko ze względu na ciebie, gdyż jesteś wiernym członkiem Kadiriny i ulubieńcem Abd el Baraka; ale po takich jego czynach musi nastąpić śmierć. Na dzisiaj daruje mu się życie, lecz zawiśnie ono na cienkim włosku, który się przerwie przy najbliższej sposobności.
— Chyba w Sijut, gdzie wysiądzie i czekać będzie na Turka.
— Tego nie mogę powiedzieć, gdyż należy się kierować okolicznościami, a nie wiemy, czy te będą tam dla nas pomyślne.
— Gdy wam tam zniknie z oczu, umknie niezawodnie.
— O nie. Wiesz przecież, że jeszcze nie jest pewne, dokąd masz mnie z sobą zabrać. Będę otwarty i powiem ci, że mam rozkaz zostać przy giaurze.
— Masz go śledzić?
— Tak. Nie wolno mi oka zeń spuścić. Muszę