być względem niego uniżonym i czujnym, żeby nabrał do mnie zaufania. Potem łatwo mi będzie doprowadzić do tego, że mię zatrzyma przy sobie jako sługę.
— Plan ten jest dobry, a ja mu cię polecę gorąco. A więc to ty masz go potem zabić?
— Nie. Mokkadem życzy sobie widzieć śmierć jego, ażeby w ostatniej chwili rzucić nań klątwę wiernego muzułmanina.
— Ależ mokkadem znajduje się w Kahirze!
— Dzisiaj tak, ale wyruszy na południe do Chartumu i dalej.
— W sprawach świętej Kadiriny?
— Tak. Otrzymał on list, aby koniecznie tam jechał. Znajduje się tam nadzwyczajnie pobożny i uczony fakih[1], który wstąpił do Kadiriny i wymyślił wielki plan rozszerzenia islamu po całym świecie. Nazywa on się Szech Mohamed Achmed, czy Achmed Sulejman[2], dobrze już nie pamiętam, plan jego ma mieć tak wielką wagę, że gdy przyjdzie do jego wykonania, wtedy nasza Kadirina zajaśnieje niezmiernym blaskiem. Wobec tego postanowił mokkadem posłuchać wezwania tego człowieka, odwiedzić go i wszystko z nim omówić. Widzisz więc, że Abd el Barak nie zostanie w Kahirze, lecz uda się do Chartunu i tam spotka się z tym psem chrześcijańskim. Może natknie się na niego już wcześniej. Będę się o to starał, gdyż wiem, którym statkiem mokkadem przyjedzie.
— To, co słyszę, ma wielkie znaczenie. Teraz już pojmuję, dlaczego nie należy tego giaura zabić na mojej Dahabieh. Tam na południu nie mają obcy konsulowie tej władzy, co tutaj i nikt tam nie zwraca uwagi na zniknięcie psa niewiernego. Mokkadem przybije pewnie w Sijut do brzegu i wysiądzie. Jeśli potrafisz tak długo trzymać się giaura, to nie trudno ci będzie wydać go w ręce Abd el Baraka. Mam nadzieję, że nie uda mu się ujść zasłużonej zemsty. Ale powiedz, czy