Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/116

Ta strona została przepisana.

Życzeniu mojemu stało się zadosyć. Oczy miałem przymknięte w ten sposób, że przez rzęsy widziałem rogożę. Poruszyła się całkiem lekko w jednym rogu na dole, poczem cicho podniosła się zwolna do wysokości około sześciu cali. Drab zaglądnął do środka a po chwili chrząknął. Oddychałem spokojnie, jak człowiek śpiący głęboko. Potem zakaszlał nie głośno wprawdzie, w każdym razie tak, że musiałbym się zbudzić, gdybym spał lekko. Nie poruszyłem się i na to. Zdjął mnie strach nie o siebie, lecz o dzieci; jeśliby bowiem które z nich zapomniało w krytycznej chwili o przestrodze, mogłoby być po mnie i po nich, a przynajmniej po ich wolności. Zacząłem przychodzić do przekonania, że brałem sprawę zbyt lekko.
Dzieci, jak się później dowiedziałem, słyszały kaszel, lecz sądziły, że to ja kaszlę. Nie mogły widzieć muzabira, a to, co czynił, działo się zupełnie bez szmeru do tego stopnia, że nic nie słyszały, a kiedy się oddalił, nie wiedziały wcale, że był w kajucie.
Kiedy nabrał. przekonania, że śpię mocno, wszedł, wsunąwszy pod rogożę najpierw głowę, potem ramiona i korpus. W prawej ręce trzymał nóż. Oczu nie spuszczał z mojej twarzy, a oczy te wyglądały, jak u dzikiego zwierza przed śmiertelnym skokiem. Kiedy już całe jego ciało było po tej stronie rogoży, chrząknął raz jeszcze. Nie poruszyłem się, więc szedł całkiem na pewno. Jak dalece był przezorny, świadczy o tem to, że zrzucił z siebie odzież zupełnie i ciemne ciało wysmarował. olejem. Ręce najsilniejszego i najzręczniejszego przeciwnika nie zdołałyby go uchwycić, bo musiałyby się z jego członków ześliznąć!
Teraz przysunął się do mnie, przyłożył mi ostrze noża do piersi a równocześnie położył palce lewej ręki na miejscu, w którem domyślał się portfelu. Poczuł go, podniósł bluzę i wyciągał pożądany przedmiot z kieszeni mojej tak powoli, że zdawało mi się, iż będzie do tego potrzebował całych kwadransów. Wkońcu znalazł się w posiadaniu portfelu. Odjął mi