Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/124

Ta strona została przepisana.

— Mam pulares, ale on nie twój, lecz Nilu. O, patrz?
Wyjął portfel i chciał go wrzucić do wody. Byłem na to przygotowany. Jeden szybki skok, jeden chwyt i miałem go w ręku. Stał przez chwilę, jak skamieniały, potem zacisnął pięści i rzucił się na mnie. Podniosłem nogę i kopnąłem go w brzuch tak silnie, że zatoczył się w bok, zachwiał i runął na ziemię.
— Na Allaha, reisie, gwałtu, co za nieszczęście i klęska! — biadał sternik, spiesząc do swego przełożonego, ażeby mu dopomódz przy wstawaniu. Tymczasem miły służący stał, jak żak, i nie mógł się ruszyć.
— Jak ośmieliłeś się podnieść na mnie rękę? — huknąłem gniewnie na kapitana. — Zachciało ci się, postarzały, nędzny żeglarzu, walki z młodym Frankiem. Tylko swemu wiekowi zawdzięczasz to, że nie ukarałem cię inaczej, a złości twej, że nie tknąłem cię ręką, ale nogą kopnąłem. Zaprowadźcie go do tobołów z tytoniem, niech sobie tam usiądzie i dowie się, czego żądam od niego.
Rozkaz ten odnosił się do dwu pozostałych i usłuchali go zaraz. Reis źle się wybrał a kopnięcie przywiodło go do poznania własnej słabości. Prowadzony z prawej i z lewej strony, trzymał obie ręce na brzuchu, i wlókł się, kulejąc, stękając i chwytając powietrze. Usiadł ciężko na najbliższym tobole, jakby na pół żywy. Poszedłem za nim. Tego starca było mi jednak żal. Nie należy człowieka sądzić wedle tego, czem jest, lecz jak do tego doszedł. Reis był całkiem złamany. Czego nie dokazało żadne słowo moje, żaden z przytoczonych dowodów, to udało się mojemu butowi. Ten starzec siedział teraz skurczony i nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Dlatego miałem dla niego nawet nieco współczucia, kiedy się po chwili odezwałem:
— Pojmiesz chyba, że teraz nie mogę mieć z tobą już nic wspólnego. Nie jadę z tobą dalej.
— Jedź z dyabłem i do piekła! — fuknął na mnie, jak kot.
— Ile zapłacił Murad Nassyr za moją podróż?