Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.1.djvu/128

Ta strona została przepisana.

Mówiąc to, wskazał na swego towarzysza, któremu zwisał od pasa wiele obiecujący harap. Ten człowiek umiał rozkazywać. Reis nazwał go „sijadetak“, co znaczy „twoja wspaniałość“, a tego wyrażenia używa się tylko względem osób, którym należy okazać uszanowanie. Stary pospieszył do otworu, ażeby drabów przywołać. Wkrótce ukazali się obaj zbiegowie i usiedli w przygnębieniu. Tymczasem obcy skinął na mnie, żebym szedł za nim. Poszedł ku sterowi, gdzie leżał dywan, wskazał nań i powiedział:
— Usiądź obok mnie, gdyż zdaje mi się, że będziemy musieli odbyć naradę i przyjmij odemnie europejskie cygaro.
Usiadłem po jego prawym boku, a trzeci nasz towarzysz po lewym. Był on podobnie ubrany, tylko skromniej i także miał szablę przy boku. Posiadacz harapa stanął kilka kroków za nami. Na skinienie pana wydobył z za pasa etui z cygarami, otwarł je i podał. Władca wyjął dwa cygara i jedno z nich mnie podał, a drugie sam zapalił. Pierwszy towarzysz nie otrzymał żadnego, a drugi musiał nam usłużyć ogniem. Mogło to być cygaro wartości dziesięciu centów, trudno się jednak domyśleć, ile ten Egipcyanin istotnie za nie zapłacił. Ponieważ przypatrywał mi się badawczo, nadałem twarzy wyraz zadowolenia i puszczałem dym z najrozkoszniejszą miną w ten sposób, że mieszał się z dymem stojącej obok nas miski ze smołą. Cieszyło go to widocznie, że palę z zadowoleniem, gdyż zapytał mnie tonem chłopca, który darował drugiemu kawałek migdała w cukrze:
— Nieprawdaż, że smakuje?
— Znakomite! — oświadczyłem.
— Powiadają, że Koran zabrania cygar. I cóż ty na to?
— Nie mógł ich zabronić, gdyż w czasach, w których powstał, cygar jeszcze nie znano.
Egipcyanin spojrzał na mnie zdziwiony, a potem rzekł: